Testujemy łowiska - Woliczno 4-5 czerwca 2010
Trzeba było pojechać na jakieś łowisko żeby potestować przypony :-)
W zeszłym roku dopiero lipiec pozwolił coś sfotografować więc nie zastanawialiśmy się długo z Jackiem.
Damian sprzedał nam namiary (Łowisko Woliczno), rezerwacja bierzemy nasze domki i napadamy.
Na miejscu właściciel - Tomasz Sztajnke omawia nam podwodną konfigurację stanowiska nr 2 ( "zatopione krzaki", kapelony ....... ).
Karp nie żeruje mocno - szykuje się do tarła, ale miejsce ma swój urok więc pełni optymizmu rozbijamy obóz. Za plecami mamy dzikie ostępy....
Daje to atmosferę prawdziwej przygody, nie musieliśmy zresztą długo czekac. Następnego dnia ..... Jacek musiał wykazać się nielada refleksem, żeby uniknąć widowiskowego holu dzika na rybną kulkę :-)
Ale do rzeczy. Przyjechaliśmy późno. Taktyka jest prosta. Kulki mocno pachnące + pasta truskawkowa od Damiana na ciężarki. "Zero nęcenia".
Noc przerywały nam brania trzech bączków 2-5 kg na moich wędkach (00:40, wschód księżyca gdzieś około 02:00 i o brzasku). Jacek pomagał, a ja wypinałem w wodzie - czekamy na większe :-)
Następny dzień przywitał nas pogodnie i owocnie. Jacka sygnalizator urządził nam pobudkę o 9:00 karpiem 6kg.
Mamy cztery ryby, są coraz większe - jest OK. Jemy obiadek. Słońce chowa się za drzewami, mamy cień postanawiam się zdrzemnąć po kiepskiej nocce ale Jacek o 14:30 poprawia kuzynem z tego samego rocznika.
Ważymy, focimy i wypuszczamy. Dochodzi 15:00 i muszę przebiec się do wędki postawionej przy kapelonach - waga pokazała 9 kg.
Humory dopisują. Obmyślamy taktykę na drugą noc.
Odwiedza nas gospodarz. Rozmawiamy o rybach, planach zagospodarowania na łowisko karpiowe dzikiego akwenu za naszymi plecami... Pan Tomasz wszystko planuje i robi z głową - tak trzymać :-). Na koniec podpowiada żebyśmy postawili jedną wędkę w zatoczce po prawej, gdzie było trzcinowisko. "Kiedyś jeden z kolegów stale biegał do tej jednej wędki przez cały dzień" mówi.
Idę na zwiady. Da się zrobić, ale plecionka będzie szła dosłownie po linii brzegu i oprze się o mostek. Kładę tam podbierak który doskonale zabezpieczy plecionkę przed zahaczeniem się.
Tym razem postanawiamy zanęcić przed nocą wytypowane sześć miejscówek. Wciągam łódkę zanętową i sypiemy po dwie burty na zestaw (kukurydza + pellet).
Nie trzeba było długo czekać. Mija 20:00 i Jacek holuje pięknego grubaska spod kapelonów 8,5 kg:
Potem przychodzi noc. Okazuje się, że karpie zgrupowały się w zatoczce którą nam doradził gospodarz łowiska.
Po wschodzie księżyca o 1:10 mam odjazd z kapelonów - karp ma 8,5 kg.
Nie zdążyłem jeszcze się położyć i dziki odjazd z zatoki 1:50 i 10 kg.
Potem jeszcze dwa bączki 3 i 2 kg z zatoki. Jestem wykończony wzeszło słońce i zaczyna niemiłosiernie grzać parasol - robię cień i odpinam panel żeby jednak jeszcze odespać trochę - odjazd z zatoki 8:50 i 8 kg.
Jestem skonany bo ze spania nici, ale ogólny bilans pobytu jest całkiem miły. Dwa dni i 11 karpi w tym połowa pomiędzy 8-10 kg.
Na końcu trochę tracę humor. Niosąc rzeczy do samochodu słyszę za plecami cichutkie wycie foxa. Uśmiecham się do Jacka i mówię:
- komuś znowu jedzie.
- to twoja jedzie łosiu!
Mały galop do poda, ale karp miał za dużo czasu. Nieźle kopie ale dotarł do trzcin i korzeni przy brzegu w zatoce. Spina się a ja stoję z głupią miną i wiem że ten był największy :-) Te niewyciągnięte zawsze są największe :-)Jednak muszę po niego wrócić.
Dzieci zobaczyły zdjęcia dzików i osłów. Telefon do Pana Tomka. Karpie już się wytarły i żerują. No cóż jeden na mnie czeka w zatoczce - jedziemy 19 czerwca. Jak będzie co opisywać to powstanie druga część relacji.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|